Dzień chrztu zbliżał się nieubłaganie a ja wciąż nie miałam uniformu dla mojej pociechy. Biorąc pod uwagę, że chrzest miał być w środku lata – koszula + gajerek – odpadały w przedbiegach. Zresztą…. nie do końca takie ubranko jest w moim guście. W garniturach się jeszcze chłopak nachodzi, więc uparcie szukałam czegoś innego. Tylko pytanie: co to jest to „Coś”? Wybór w sklepach marny. Znalazłam w końcu jeden komplecik: lniane krótkie spodenki, kamizelka i czapeczka plus bawełniana koszulka. Wszystko w pięknym ciepłym odcieniu ecru. Jednak cena mnie powaliła na kolana – bagatela ok. 300 zł!!! Za te pieniądze to dorosły mężczyzna mógłby się ubrać!
W głębi duszy wiedziałam , że to się tak skończy – wyjęłam maszynę do szycia. Bardzo spodobał mi się wykrój na ubranko chrzcielne z Budry. W sklepach na próżno szukać czegoś oryginalnego i niepretensjonalnego a w kochanej Burdzie – piękne i niebanalne wykroje. Jako że uwielbiam naturalne materiały, pod nóż ( a właściwie nożyczki) poszła biała lniana spódnica. Inne dodatki to biała fizelina, granatowa tasiemka, granatowa mulina i zatrzaski. Chustka – krawacik powstała z resztki materiału, który został po uszyciu mojej sukienki. Wykrój na spodenki z Burdy był bajecznie łatwy, ale lniane spodenki już mieliśmy. Kiedyś kupiłam na inną okazję. Dopełnieniem stroju były białe skarpetki i granatowe sandałki. Mój mały Marynarzyk wyglądał przesłodko J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz