poniedziałek, 18 sierpnia 2014

pokój dziecięcy

Skończyliśmy pokój naszego synka - jupiii!!!!  Tak naprawdę, to pokój jest skończony od jakiegoś czasu, ale cały czas uważałam, że czegoś w nim brakuje i nie chciałam pokazywać takiego "niedorobionego" wnętrza. Nadal brak jest lampy, miarki wzrostu... myślimy o zmianie dywanu, ale generalnie JEST i dziś się Wam nim pochwalę. 

 

To, że króluje kolor zielony to chyba nikogo nie dziwi :). Jak tak dalej pójdzie to wszystkie pomieszczenia w naszym mieszkaniu będą bardziej lub mniej zielone.



 

Mebelki z Ikeii - wiadomo :). Proste i fajne, a do tego zawsze można dokupić coś nowego z danej serii lub wymienić fronty - czyli oczywiste zalety  skandynawskiego sklepu. Łóżeczko za to jest z polskiej firmy i także sprawdza się znakomicie, choć już myślimy o wymianie na większe i bardziej odpowiednie dla przedszkolaka.

Ale od początku.
Po wprowadzeniu się do nowego mieszkania odnawialiśmy kolejno pomieszczenia. Na pierwszy ogień poszła sypialnia, potem salon i kuchnia. Pokój dziecięcy był w najlepszym stanie i najdłużej pozostał w niezmienionej formie. Poniżej parę zdjęć pokoju zrobionych już w trakcie ewakuacji.



 

I zaczęło się.... To był remont gigantus! Na warsztat poszedł nie tylko pokój Jędrka, ale także łazienka ( powstała łazienka z osobnym WC) i przedpokój. Taki był plan. Jak się okazało, ucierpiała jednak sypialnia. Tak - ucierpiała, bo przy wstawianiu drzwi moja piękna ściana z dmuchawcem została tak zaćapana gipsem i farbą, że dmuchawiec musiał zostać zamalowany :(. Dlatego kolejne zmiany będą w sypialni - zmiana koloru, wystroju i chyba pozostanie już bez dmuchawca.
A oto, co się stało w dziecięcym pokoju: wejście zostało przesunięte o ok 1,5 m, ściana "od sąsiadów" została dodatkowo wygłuszona warstwą wełny mineralnej i płytą GK, zabudowaliśmy rury od c.o. biegnące pod sufitem, powstała obudowa na karnisz z płyt GK, likwidacja starych charmonijkowych drzwi (koszmar!!!) i wstawienie nowych, normalnych drzwi :). Potem to już tylko gładź i malowanie. 

Jest wejście do pokoju...
...  i nie ma wejścia do pokoju
... i już prawie nie ma nawet śladu po starym wejściu ;)
nowy otwór drzwiowy widziany od strony pokoju
zabudowa rur od c.o.

obudowa karnisza

Najbardziej brudne prace się zakończyły i przyszedł czas na malowanie. Kolory były już dawno wybrane. Jedna ściana jest zielona, pozostałe to złamana "ciepła" biel. Na początku na tej ścianie miała byc jakaś naklejka. Oglądałam, przeglądałam, zastanawiałam się i na nic nie mogłam się zdecydować. Gdzieś zobaczyłam wymalowane drzewa w różnych odcieniach zielonego i tak już mi się to wbiło w pamięć, że nic nie mogło dorównać tamtemu wspomnieniu. W końcu stwierdziliśmy, że nie ma co szukać gotowców, sami musimy to wymalować. Raz kozie śmierć. Jak się nie uda, to zamalujemy.  Przykleiłam szary papier do ściany i wyrysowałam zarys drzew ( oczywiście było kreślenie i wiele zmian), potem wycięłam te badyle i przykleiłam do ściany. Następnie odrysowałam ołówkiem, a mąż okleił kontury taśmą malarską. Było trochę zabawy, bo ze względu na różne kolory,każde drzewo trzeba było malować osobo i czekać z oklejaniem następnego aż poprzednie wyschnie. W między czasie nasze dziecię rozlało zielony pigment w salonie na stole i dywanie i było baaaaardzo zdziwione, że się nam to nie spodobało. Przecież "Jędrek maluje drzewo!!!!". Jak tu wytłumaczyć dwulatkowi, że rodzice mogą sobie malować na czystej białej ścianie drzewo, a on na stole i dywanie to już nie :). 

mieszanie farb
Powstaje pierwsze drzewo
kolejny etap malowania

i najfajniejszy moment - odrywanie taśmy - trochę adrenalinki "czy będą zacieki, cy nie?"
moi dwaj mężczyźni :*

efekt końcowy

Do pojemników z tego posta dołączyły kolejne. Ta zeberka tak mnie uwiodła, że okleiłabym nią pół mieszkania :). Segregacja w pokoju dziecinnym to podstawa - inaczej nic nie można znaleźć. 




Zabawki rzadziej używane powędrowały na szafę.



Długo też była wojna z zasłonką, firanką czy inną zakrywajką okna. Koniec, końców stanęło na tym ,że zawisła połowa starej zasłony (z tego posta).


Roślinka - zielistka (lub zielistek) nie została wybrana przypadkowo. Mąż postawił sobie za punkt honoru, że roślina w tym pokoju będzie "pożyteczna". Wiadomo rośliny w dzień pobierają dwutlenek węgla i produkują tlen. Za to w nocy pobierają tlen. Dlatego nie powinno hodować zbyt wielu roślin w sypialni, a już na pewno nie blisko łóżka. A nasza niepozorna i bardzo popularna zielistka oprócz produkcji tlenu neutralizuje toksyny znajdujące się w powietrzu zwłaszcza formaldehyd, który znajduje się np. w meblach z płyt wiórowych, niektórych wykładzinach, dodatkowo nawilża powietrze i ponoć poprawia humor i dodaje energii.

Biurko z lampką i powierzchnią do tworzenia. To tutaj moje dziecię "plastelinuje".

miejsce pracy dla przedszkolaka
kącik czytelnika

Smażyłam tego posta bardzo długo. Dziękuję jeśli ktoś dotrwał do końca :*.

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Nowy Plan i organizacja czasu

Pamiętacie "Smerfy" i rozwścieczonego  Gargamela, który wołał: "OOO, jak ja nie cierpię Smerfów!!!!" :). A my wszyscy wiemy, że żyć bez nich nie mógł i całe swoje życie poświęcił żeby je zdobyć (i zjeść, co prawda, ale co tam ...). Zatem ja mam ochotę zawołać: OOOO, jak ja nie cierpię internetu! i Pinteresta! i Zszywki! itp, itd. A tak na prawdę to żyć bez nich nie umiem i sama w nich grzebię w poszukiwaniu inspiracji. Uwielbiam pasjami przegląać pomysły na DIY, pomysły na urządzenie domu, inne blogi a potem jestem chora. Pierwszy etap to jest zauroczenie. Przegląam i jestem oczarowana: WOW, tyle pomysów!!! zrobię to, i to, i to. Już planuję, wymyślam i cały czas przeglam... aż przychodzi kolejna faza: "O nie, jak mam to wszystko zrobić? Przecież doba ma tylko 24h!!!". No właśnie, doba ma 24 godziny w tym: praca, dojazdy do pracy i przedszkola, szykowanie posiłków i ich jedzenie, zakupy, zabawa z dzieckiem, mycie, karmienie, ubieranie pociechy, zabiegi higieniczne - własne, warto też się przespać bo na drugi dzień idę przecież do pracy. A jeszcze przydałoby się powalczyć z cellulitem - patrz fittnesik, bieganie, taniec..... a jeszcze mąż!! zapomniałąm o mężu, jemu też się coś od życia należy, bo w końcu zaprotestuje i taki będzie finał. A reszta rodziny? A znajomi?.... I gdzie w tym wszystkim znaleźć jeszcze czas na własne widzimisie jakim jest hobby? Nie wiem. Jedyne pocieszenie, że na pewno nie jestem sama z takimi dylematami i nie znam osoby, która by powiedziała: mam tyle wolnego czasu, że nie wiem co z nim robić. Skoro to jest normalny stan, to choć tyle pocieszenia. Zostaje tylko ten żal i niespełnienie, że wisi nade mną tyle rzeczy, na które nie mam czasu :(.

Listy zadań
Próbowałam oczywiście z tym walczyć. Pierwszy pomysł: planowanie, harmonogram i systematyczność. Plan dobry. Spisałam wszystkie plany do wykonania (oj nie raz...). Założyłam, że będę wykonywać po jednym na tydzień. W jednym tygodniu wyszło, w drugim zabrakło czasu i cały misterny plan poszeeeeedł. Następny pomysł: zrobić to, na co półprodukty zalegają w szafach. Dobra myśl, bo miejsca zaczyna w mieszkaniu brakować od tych przydasiów. Sterty materiałów zalegają w szafkach i piwnicy. Niektóre nawet od lat mają już przeznaczenie, ale jakoś tak nie po drodze z wykonaniem. W szufladach pełno przydasiów mniejszych gabarytów - i prawie wszystkie mają już przeznaczenie, ale... czasu brak. A co z krzesłami w piwnicy, które czekają na odnowienie i nowe obicia? Co ze skrzynią, która wymaga gruntownej renowacji? Zamiast wymyślać nowe rzeczy weź się kobieto w garść i rób to, co jest już dawno obmyślone i na co wszystkie składniki masz w domu! Tego też próbowałam. Efekt był zadowalający, bo wykonanie rzeczy, do których wszystkie potrzebne elementy składowe są w domu idzie duuuużo szybciej. Od razu można się podbudować i puknąć w głowę przy okazji: Na co czekałaś tyle czasu? Wszystko było pod ręką, wystarczyło jedno popołudnie i gotowe:). A potem wymyślam coś nowego....
Ostatnio czytałam artykuły o postanowieniach, samorealizacji i takie tam o pozytywnej mobilizacji do działania. Natrafiłam na fajną radę: zwróć uwagę na co marnujesz najwięcej czasu w ciągu dnia, tygodnia, miesiąca i wyeliminuj to. Myślałam nad tym i myślałam. Przecież ja nie marnuję czasu?!?!?! Cierpię na jego ustawiczny brak! A jednak. Jedno to, całkiem usprawiedliwione i sensowne :), szukanie inspiracji po necie, a drugie to bezmyślne skakanie po stronkach różnej treści. Jedno to odpoczynek , a drugie gapienie się w serial czy film, który nic nie wnosi. Tak więc przeanalizowałam swój dzień i tydzień i już wiem, co zmienić :). Nie zrażona wcześniejszymi niepowodzeniami ułożyłam Nowy Plan. Główne założenia to: Lista + zadania tygodniowe + eliminacja zjadaczy czasu. Na nowej liście "Rzeczy do wykonania" znalazły się wszystkie stare pomysły, wszystkie nowe (które kwitną mi w głowie jak kwiatki na wiosnę) a na jej szczycie "Tablica - organizier do kuchni" -centrum dowodzenia.  Dobry plan ;)

Tu będzie wisieć tablica