poniedziałek, 17 września 2012

Pojemniki na przyprawy

   A więc przyprawy… uwielbiam, po prostu uwielbiam. Te kolory, zapachy, różnorodne faktury. Nie wiem ja Wy, ale zawsze miałam dylemat, jak je przechowywać. Wiadomo, powinny być w zamkniętych pojemnikach bez dostępu światła słonecznego. Jednak łatwiej powiedzieć niż zrobić. W praktyce wygląda to tak, że część przypraw miałam w słoiczkach a część w otwartych opakowaniach. Długo szukałam odpowiedniego rozwiązania.  Chciałam żeby pojemniki były praktyczne, ładne,  stosunkowo niewielkie i … no właśnie, żeby miały to coś :).
   Szukając złotego środka znalazłam fajny przegląd „metod na przyprawy” - http://mowia-weki.blogspot.com/2012/03/poszukiwania-idealnego-sposobu-na.html . Myślę, że autorka  pokazała wszystkie najbardziej popularne i efektowne sposoby. Bardzo podoba mi  się pomysł ze słoiczkami na magnes. Są ładne, praktyczne, można kupować je pojedynczo w odpowiedniej dla nas ilości i jedyną ich wadą jest cenaL. Zastanawiałam się też nad zakupieniem kompletu pojemniczków. Największy jaki znalazłam był na ok. 26 rodzajów przypraw.  Wszystko pięknie ładnie, ale ja potrzebuję przynajmniej 34 pojemniczki!!! Jeśli miałabym zainwestować sporą sumę w pojemniczki na stojaczku, to tylko wtedy jeśliby pojemniki pomieściły wszystkie przyprawy. A jeśli mimo tego zakupu część będzie nadal  w innych pudełkach,  pudełeczkach … to bez sensu. Oczywiście zawsze można  zakupić dwa stojaczki J.
   Moja mama trzymała zawsze przyprawy w słoiczkach po koncentratach pomidorowych. Dużych, bo kiedyś nie było małych. Pomysł o tyle dobry, że tanim kosztem można było uzbierać dowolną liczbę słoiczków. Jednak jak dla mnie te słoiczki są za duże. Zabierają za dużo miejsca na półce. Ja od jakiegoś czasu zbierałam małe smukłe słoiczki po oliwkach i do nich przesypywałam przyprawy. Z opakowań wycinałam nazwę i naklejałam na słoiczek. Wyglądało …jak wyglądało: ani estetycznie, ani ładnie.
   W końcu znalazłam blog z baaardzo fajnym pomysłem: http://mojezielonewzgorze.blogspot.com/2009/03/pojemniki-na-przyprawy.html. To mnie zainspirowało i natchnęło. Zatem nie musze wyrzucać swoich zmagazynowanych słoiczków!!!! (nie cierpię wyrzucać rzeczy, zwłaszcza jeśli to jakaś uzbierana kolekcja, nawet jeśli są to słoiczki po oliwkachJ ).
Tak wyglądają moje słoiczki po tuningu:


 zaszalałam też z innymi słoiczkami :)


Zakupiłam srebrną farbę w spray’u ( po przecenie jakieś 9 zł) i przemalowałam nakrętki. Nie polecam pryskanie po wewnętrznej stronie. Przy zakręcaniu i odkręcaniu okruszki farby dostają się do przyprawy – a to nie jest zbyt zdrowe (załatwiłam tak parę zakrętek –chciałam je „dokładnie” przemalować, ehh….). Przyprawy poprzesypywałam do filiżanek, filiżaneczek i małych kubeczków. Zastawiony był nimi cały stół J. Zdarłam stare opisy, słoiczki umyłam , wysuszyłam i ponaklejałam nowe etykiety.  Nowe etykietki zrobiłam w Wordzie i wydrukowałam na papierze samoprzylepnym. Z efektu jestem zadowolona i nie mogę się napatrzeć na moją „przyprawową półeczkę”.



Rewelacja!!!   Może za jakiś czas … J

sobota, 8 września 2012

Ubranko do chrztu świętego dla chłopca

           Dzień chrztu zbliżał się nieubłaganie a ja wciąż nie miałam uniformu dla mojej pociechy. Biorąc pod uwagę, że chrzest miał być w środku lata – koszula + gajerek – odpadały w przedbiegach. Zresztą…. nie do końca  takie ubranko jest w moim guście. W garniturach się jeszcze chłopak nachodzi, więc uparcie szukałam czegoś innego. Tylko pytanie: co to jest to „Coś”? Wybór w sklepach marny. Znalazłam w końcu jeden komplecik: lniane krótkie spodenki, kamizelka i czapeczka plus bawełniana koszulka. Wszystko w pięknym ciepłym odcieniu ecru. Jednak cena mnie powaliła na kolana – bagatela ok. 300 zł!!! Za te pieniądze to dorosły mężczyzna mógłby się ubrać!
W głębi duszy wiedziałam , że to się tak skończy – wyjęłam maszynę do szycia. Bardzo spodobał mi się wykrój na ubranko chrzcielne z Budry. W sklepach na próżno szukać czegoś oryginalnego i niepretensjonalnego a w kochanej Burdzie – piękne i niebanalne wykroje. Jako że uwielbiam naturalne materiały, pod nóż ( a właściwie nożyczki) poszła biała lniana spódnica.   Inne dodatki to biała fizelina, granatowa tasiemka, granatowa mulina i zatrzaski. Chustka – krawacik powstała z resztki materiału, który został po uszyciu mojej sukienki. Wykrój na spodenki z Burdy był bajecznie łatwy, ale lniane spodenki już mieliśmy. Kiedyś kupiłam na inną okazję. Dopełnieniem stroju były białe skarpetki i granatowe sandałki. Mój mały Marynarzyk wyglądał przesłodko J