sobota, 29 listopada 2014

Szpilka

21 listopada w restauracji Szpilka na ul. Szewskiej 8 zostało otwarte Atelier Szpilki. Niby normalka - w centrum Wrocławia otwiera się znowu jakaś nowa knajpa z nowym "super" pomysłem na siebie, a jednak ....:)


Pomysł jest genialny!!! Jest to hobby-restaurant, czyli restauracja połączona z w pełni wyposażoną pracownią krawiecką, a więc można przyjść na kawę i ... poszyć :). To nie wszystko! Oprócz tego, że pracownia jest fantastycznie wyposażona (nowiutkie maszyny Łucznika, manekiny, akcesoria krawieckie) będzie można skorzystać z organizowanych warsztatów krawieckich albo porozmawiać z fantastyczną Panią Marchewkową, współprowadzącą bloga Marchewkowa. A o czym porozmawiać? Jak mówi sama Marchewkowa: "o szyciu, modzie i nie tylko". Zatem można przyjść na konsultacje oraz po poradę w temacie szeroko pojętego krawiectwa i uzyskać odpowiedź na nurtujące nas pytania. Każdy kto śledzi marchewkowego bloga wie, jak piękne i unikatowe rzeczy wychodzą spod rąk Marchewkowej, dlatego na pewno uzyskacie fachową poradę.

 

Przy wejściu do restauracji goście byli witani kieliszkiem szampana a potem poczęstowano wszystkich pysznymi przekąskami.
Wnętrze ładnie urządzone. Wszędzie widać "połączenie" restauracji z krawieckim hobby - na ladzie baru leżą poduszeczki ze szpilkami a na suficie namalowano żurnalowy rysunek pięknej sukni.

 

Wybiła godzina osiemnasta z minutami i nastąpiło uroczyste otwarcie. Najpierw były przemowy. O charakterze Szpilki opowiedział przedstawiciel firmy Łucznik, która dba o wyposażenie lokalu. Następnie parę słów powiedziała Pani Marchewkowa. Zaraz po przemowach rozpoczęło się pokazowe szycie patchworkowej poduchy. Poducha wyszła pięknie i ponoć można ją gdzieś wylicytować, a kwota uzyskana z licytacji ma trafić do jednego z wrocławskich domów dziecka.

 

 

W zamierzeniu właścicieli lokalu ma to być miejsce, w którym można podszkolić warsztat krawiecki, uzyskać porady w tym temacie i zakupić wszystko czego potrzebujemy do naszego hobby. Pracownia ma oferować materiały i artykuły pasmanteryjne w bardzo atrakcyjnych cenach i inne niż do tej pory mogliśmy nabyć we wrocławskich sklepach. Brzmi zachęcająco, zobaczymy.

 

 Mieliśmy okazję oglądać wyposażenie pracowni: próbki materiałów, akcesoria krawieckie, maszyny itp.  Na półkach wspaniałe książki o tematyce związanej z szyciem. Zaczęłam z koleżanką przeglądać książkę "Proste i modne szycie" sygnowaną przez Łucznika. Świetna publikacja zarówno dla początkujących, jak i dla zaawansowanych. W środku wyjaśnione i zilustrowane sposoby na szycie wszystkich podstawowych elementów: kołnierzyki, mankiety, wszycie zamków, a na koniec bardziej skomplikowane tematy np. podszewka, szycie na miarę. Oglądamy, kartkujemy. Fajna książka, można by kupić....

 

Rozpoczął się konkurs. A nagroda skusiłaby niejednego - nowiutka maszyna Łucznika :).

 

Na stole leżały gotowe zestawy do poszczególnych konkurencji.
Cały konkurs przebiegał w miłej atmosferze, a ile śmiechu było przy tym... :). Choćby dlatego, że na otwarcie pracowni wiele pań przyszło na obcasie (ja też:)) i prawie każda szyjąca Pani rozpoczynała konkurencję przy maszynie od ściągnięcia prawego buta :P. Na nowiusieńkich maszynach szyło się wspaniale i z dumą mogę się pochwalić, że zajęłam zaszczytne trzecie miejsce, za które nagrodą była książka "Proste i modne szycie" !!! oraz komplet nici :). Tak to los się do mnie uśmiechnął i zostało spełnione moje marzenie o posiadaniu oglądanej wcześniej książki :).

 

 

Na koniec miłego wieczoru porozmawiałyśmy z Panią Marchewkową. Przyznaję, że po lekturze bloga Marchewkowa wydawała mi się bardzo sympatyczna. A po poznaniu jej osobiście muszę powiedzieć - że jest to świetna dziewczyna z pasją i siłą do działania. 

Miejsce Szpilka Hobby Restaurant zapowiada się dobrze i niekonwencjonalnie. Możliwe, że na mapie Wrocławia pojawił się fajny lokal skierowany do ludzi z szyciową pasją i nie tylko. Oferta restauracji kusi, oferta warsztatów krawieckich także. 
Mam nadzieję, że zachęciłam Was  do wizyty w Szpilce. Ja na pewno tam się wybiorę.

 

... a do kawy polecam marchewkowe ciasto ;)


wtorek, 25 listopada 2014

Uszate dresy i inne "takie tam"

Dziś przedstawiam  ostatnio zapowiadany szyciowy wytworek - uszate dresy :)


Już dawno marzyły mi się takie uszka dla mojego Misia. Misiaczek też jest zadowolony, zwłaszcza, jak usłyszał pochwałę od Pani w przedszkolu - no wtedy to już chodził dumny jak paw :) i wszystkim "wypinał" misiowe uszy ;).

 





Roboty na kilkanaście, no może kilkadziesiąt minut. Wzięłam jakieś noszone przez Jędrka aktualnie dresy - żeby złapać rozmiar. Odrysowałam na papierze, coś dodałam, coś zmieniłam i już.

 

Wykorzystałam materiał, który został po tym dresie i moje, już dawno nienoszone dresiska (na powyższym zdjęciu coś się kolorki spsuły, ale wybaczcie nigdy mi nie wychodzą zdjęcia robione w nocy :( ). Dresiska, a nie dresy, bo w rozmiarze XXL, duże, grube i ZZZZIELONEEEE :D. Od kiedy hip hopowe treningi poszły w odstawkę, spodnie nosiłam tylko parę razy pod koniec ciąży. Wtedy wiele ubrań było już za ciasnych, a te dresiska nie :). I tak wyglądałam jak wielorybek, więc mogłam wyglądać jak zielony wielorybek, co mi tam :).
A teraz zielone dresiska zyskały drugie życie, jako wstawka do uszatych dresów :)

 



Co poza tym: w pomieszczeniu WC płytki położone i brakuje tylko "bajerów", czyli: półki, śmietnika, pojemnika na mydło itp. Wybór tych kibelkowych akcesoriów trochę zabiera czasu, bo oczywiście nie możemy znaleźć tego co wymyśliliśmy ;), a więc: żeby było białe ew. z dodatkiem srebrnego, a do tego śmietnik i szczotka do WC mają być podwieszane. Półkę mieliśmy zamawiać, ale mój małżonek stwierdził, że "taką" półkę to on mi sam własnoręcznie zrobi. Czekam. A dodatek tzw. "wisienka na torcie" a raczej "limonka" lub "cytrynka" jest nadal poszukiwana :).


Popełniłam też Moje Pierwsze Krzesło  :D. Zadowolona jestem z siebie niesamowicie, ale nie nie, nie dlatego, że tak super wyszło ( choć W KOŃCU wyszło całkiem fajnie), ale dlatego, że tyle się nauczyłam :). Jedno krzesło do przemalowania, a ja zrobiłam 100 błędów, które usuwałam żmudnie i z uporem. Następne krzesło będę malować już mniej niż 5 razy ;P. I o następnym krześle na pewno powstanie osobny post.


Krzesło czeka na siedzisko. Oczywiście materiał jest na etapie "poszukujemy tego czegoś" ;).




czwartek, 13 listopada 2014

Kwiaty z liści i jesienny wianek

Pewnego pięknego dnia mama podesłała mi linka do YouTube'a, gdzie jakaś niewiasta robiła kwiaty z liści. Spodobał mi sie ten pomysł i postanowiłam spróbować. Wracając z przedszkola pozbieraliśmy z Jędrkiem piękne jesienne liście klonu, a w domu przystąpiłam do pracy.


UWAGA!!! Minister zdrowia ostrzega: robienie kwiatów z jesiennych liści wciąga bardziej niż wyplatanie papierowej wikliny :). Kto próbował, ten wie, jak wciąga wyplatanie, zatem wyobraźcie sobie TO! I do tego jaki mamy motywator: możemy to robić tylko jesienią, kiedy spadają cudne liście w 1000 kolorach :). Nie można przepuścić takiej okazji.

Powstałe kwiaty można po prostu włożyć do wazonu...

 

... lub zrobić z nich wianek :)




Ponieważ w salonie działy sie drobne prace remontowe wianek na potrzeby zrobienia zdjęć do posta zawisł w kuchni i... tak już chyba zostanie, bo bardzo mi tu pasuje :)


 Przy okazji znowu pokażę Wam kawałek kuchni :)







Krok po kroku - Wianek z  kwiatów z liści

Co potrzebujemy:
- liście klonu; najlepiej duże; nie mogą być suche, bo będą się kruszyć
- nitka do związywania różyczek
- stelaż do wianka 
- klej do klejenia na gorąco
- wstążka lub sznurek do zawieszenia wianka 

Stelaż wianka. Taki stelaż można kupić, ale też można w zrobić go samemu w 5 min :)

Co potrzebujemy:
- giętkie gałązki
- drucik
- sucha trawa
- nitka

 

Z gałązek formujemy koło i mocujemy w paru miejscach drucikiem.

 

Teraz bierzemy wiązkę trawy i oplatamy nią koło z gałązek. Jednocześnie ciasno oplatamy powstający stelaż nitką. Na koniec można nożyczkami poobcinać wystające trawy.
Stelaż gotowy :)


Wianek


Czyste, suche liście możemy pogrupować kolorami: żółte, brązowe, czerwone.

 

 

Bierzemy jeden liść, może być mniejszy od pozostałych. Składamy na pół i ciasno zwijamy w rulon. 

 

Każdy następny liść również składamy na pół i owijamy wokół poprzedniego. Następne liście owijamy luźniej, drapując i kształtując płatki róży.

 

Kiedy juz otrzymamy kwiat o odpowiedniej wielkości obwiązujemy pączek nitką lub drucikiem.

Kwiat gotowy.

Jeśli chcemy zrobić z kwiatów wianek postępujemy jak poniżej. 

 

Przycinamy łodyżki różyczek.

 



Do przygotowanego stelaża mocujemy na klej pąki róż.


Gotowy wianek zawieszamy na reprezentacyjnym miejscu, żeby cieszył oko :). 

 














poniedziałek, 3 listopada 2014

Trochę szycia

Ostatnio pisałam, że udaje mi się wygospodarować czas na szycie. Małe te uszytki, takie jedno-wieczorne, ale są :)

Pierwsze i chyba najbardziej urokliwe - nowe korony dla księżniczek :).

 

Tym razem w innym stylu, bardziej romantyczne. Pamiętacie dwustronną koronę z tego posta? Proszę o opinie, które lepsze? A może dobrze mieć wybór, dla każdego coś dobrego?

 




 Korony rozłożone. W tym świetle guziki wydają się czarne, ale tak naprawdę jeden jest ciemnozielony, a drugi ciemnofioletowy.



 ...a podczas komponowania dodatków do korony podłoga w salonie wygląda tak: ;)


Poniżej zasłonka do kuchni. Prosta, zwykła a cieszy. Na karniszu zawiesiłam zatrwian, który dodaje romantycznej nuty...


Materiał (IKEA) ten sam co na poduszki na taboretach. Karnisz żyłkowy - moje spełnione marzenie:).

 

Przy okazji pokażę Wam trochę mojej kuchni. Dominuje biel, dopełniają ją drewno, trochę szarości i akcenty: granatowa krata i parę czerwonych plam, których nie widać na zdjęciu. Zasłonka była jednym z brakujących do tej pory elementów. W planach i marzeniach są jeszcze: chlebak (nie mogę znaleźć tego jedynego ;P), tablica na ścianę, wykończenie ściany białą boazerią, plakat i parę drobiazgów na blat. Pomału, pomału wszystko się skompletuje.

I ostatni uszytek: poszewki na poduszki. Może i wyglądają zwyczajnie, ale to nie są zwyczajne poszewki ;).


Niektóre dzieci śpią z przytulankami, inne miętolą rożek poduszki lub tetrowej pieluszki, a Mój Pierworodny zawsze do spania musi mieć poduszkę. I wcale nie po to żeby na niej ułożyć swą piękną główkę. Poduszka musi być, ale do przytulania. A żeby było całkiem fajnie, to poduszka nie może mieć poszewki. Tak, dokładnie: pierwsza czynność przed położeniem się spać to ściągnięcie poszewki z poduszki. Dlaczego? "Bo poduszka musi być zimna mamo" hmmmm... Okazało się, że wsypa w dotyku wydaje się chłodna, Jędrek określił to mianem "zimnej poduszki" i koniec. Na nic zdały się tłumaczenia, że to nieładne ( bo akurat te wsypy są ładne) i niehigieniczne (wiecie jak ciężko się pierze pierze????). Jedynym wyjściem było uszycie poszewek z tego samego materiału co wsypa. Oczywiście pewnego dnia Jędrek odkrył podstęp. Zajrzał pod poszewkę i krzyknął uradowany "Znalazłem moją poduszkę!!!". Na szczęście tych poszewek tak często nie ściąga. Jedna rzecz opanowana :).

 

Powstały też uszate spodnie dresowe, ale o tym w następnym poście :)

...

Na koniec zapowiedź kolejnych zmian u nas w mieszkaniu - oj dzieje się ... :)