niedziela, 30 marca 2014

Wiosna w kuchni


 

Wiosna nie może się zdecydować: być czy nie być… Pogoda nie pozwala na ogrodowe szaleństwa, zatem postanowiliśmy zaszaleć w domu. Jak to mówią „Kto bogatemu zabroni?”, a będziemy se siać i uprawiać roślinność w domu, w kuchni, na stole. A co!

Rzeżucha i trawa pszeniczna

 

Taka wprawka przedświąteczna: trawa pszeniczna i rzeżucha.  Rzeżucha zaczyna kiełkować właściwie na drugi dzień. Trawa pszeniczna na początku zostaje trochę w tyle, ale na mecie wyprzedza rzeżuchę o dwie długości…rzeżuchy J.

Co jest potrzebne:
  • nasiona rzeżuchy i pszenicy
  • skorupki od jajek
  • ziemia (lub opcjonalnie dla rzeżuchy wata/lignina)
  • podstawki pod jajka – mogą być takie „prawdziwe” z zastawy śniadaniowej, ja użyłam po prostu     opakowania po jajach
  • woda do podlewania ;)

Jak spożytkować:
  • rzeżuchę obcinamy i dodajemy do kanapek, sałatek, posypujemy różne potrawy
  • z trawy pszenicznej można zrobić np. sok lub choćby dodatek do warzywnego soku. Naszej trawki starczyło właśnie na taki „dodatek”. Jestem fanką świeżo wyciskanych soków, choć z regularnym ich robieniem jest już gorzej. O dobroczynnym działaniu trawy pszenicznej można przeczytać tutaj. Uprawa jest bajecznie prosta, więc grzech nie spróbować.


Rozsady w rolkach



Co potrzebujemy:
  • rolki po papierze toaletowym/ręcznikach jednorazowych - wtedy przecinamy rolkę na dwa lub trzy kawałki
  • naczynie/podstawka do rolek ( u mnie jednorazowa forma do pasztetów)
  • ziemia
  • nasiona

 Zalety:
  • po pierwsze jest to eko recyclingowe rozwiązanie J
  • po drugie – rozwiązanie dla leniuchów – potem można wsadzić sadzonkę razem z rolką, która się rozłoży na grządce

 Moja rolkowa uprawa została już skrytykowana przez pewnego doświadczonego ogrodnika (dzięki tato :*). Okazało się, że ciężko jest wyhodować na oknie sałatę, żeby nie „wybujała”. Oj tam, oj tam… tutaj chodzi również o aspekt poznawczy: dziecię posiało, podlało, obserwowało i strasznie było podekscytowane, że „kalaretka” (nie mogę mu wytłumaczyć, ze kalarepka i galaretka to co innego ;)) wykiełkowała! 

Kiełki


I ostatnie szaleństwo – kiełkownica. Nic nowego, choć ta kiełkownica rzeczywiście jest nowa, bo stara już się ... wykiełkowała. Na kolejnych piętrach rośnie fasolka mung, soczewica, rzeżucha i rzodkiewka. Na następny rzut czeka słonecznik. Nie wiem, czy zalety kiełków trzeba dodatkowo zachwalać, zatem w skrócie:
Zalety kiełków i domowej kiełkownicy:
  • kiełki to super - food. Zawierają wiele witamin, wartościowe białka, kwasy tłuszczowe omega-3, błonnik, niektóre zawierają duże ilości kwasu foliowego i żelaza. Więcej można poczytać tutaj i tutaj
  • kiełki można dodawać do kanapek, sałatek, zup, sosów, posypywać różne potrawy ( także dla walorów wizualnych),
  • kiełków można robić soki!!! – więcej o super działaniu świeżo wyciskanych soków nie tylko z kiełków tutaj  i tutaj.
  • kiełki to wspaniały dodatek do potraw podczas takich pór roku, jak choćby zima czy wiosna. Nie ma wtedy smacznych oraz świeżych (czyt. krajowych ;)) warzyw i często w naszej diecie brakuje "surowizny". A kiełki kiełkują niezależnie od pory roku ;).
  • zalety domowej produkcji kiełków: codziennie mamy świeże kiełki w naszej kuchni bez wychodzenia do sklepu. Mamy tyle kiełków ile potrzebujemy i takie jak lubimy. Wystarczy co dwa trzy dni „wysiać” kolejną partię a potem zajadać je ze smakiem. Domowa hodowla jest też bardziej ekonomiczna niż zakup paczkowanych kiełków.  Paczka kiełków kosztuje w granicy 2,5 - 3,5 zł za 150 g. Jedna paczka nasion to koszt ok. 4,5 zł i starcza na dobrych parą wysiewów (odpowiednik paru paczek z kiełkami)

Własna produkcja kiełków jest też niesamowicie prosta. Tak naprawdę nie potrzeba do tego kiełkownicy, wystarczy talerz lub słoik (w powyższych linkach znajdziecie wiele takich pomysłów). Cała opieka nad uprawą ogranicza się do podlewania. Prawda, ze to łatwe?
 

 

A po paru dniach.... zbiory!


Nasz sobotni obiadek posypany kiełkami rzodkiewki i fasolki mung


Jeśli mowa o „parapetowych” uprawach to nie można pominąć skomplikowanej uprawy szczypiorku ;).



  Składniki na sok: marchew, jabłka i garść trawy pszenicznej.


Gotowy sok, pycha!


p.s.
Dzisiaj już widać, że jest wiosna. Słońce świeci i jest naprawdę ciepło. Chyba pójdziemy posadzić nasze rolkowe sałatki i kalarepki :)



niedziela, 23 marca 2014

Scrap...

Pokusiłam się o scrapowanie :).  W końcu przyszedł czas na uporządkowanie kartek ślubnych. Takie kartki fajna rzecz, piękna pamiątka, tylko jak je przechowywać? Przekładałam je z pudełka do pudełka. W międzyczasie nikt do nich specjalnie nie zaglądał i już zaczęły się kwalifikować do wyniesienia do piwnicy ;). Zatem decyzja – potrzebna jest okładka na kartki ślubne. Zawitałam do profesjonalnego sklepu (polecam gorąco Rupiecarnię !!!)) i zakupiłam potrzebne akcesoria takie jak: tekturki na okładki, kolorowe papiery, metalowe kółka, ćwieki i wycinankę ze sklejki.

 

Użyłam też kawałek naszego ślubnego zaproszenia – karteczka z imionami i datą ślubu. Wewnętrzne strony okładek wyklejone są pożółkłymi kartkami ze starych zeszytów. Jak się znajdą jeszcze jakieś „ślubne” pamiątki to się je wklei w tym miejscu J.

 


 



I tak powstał mój romantyczny i nostalgicznie nastrajający prezent na Walentynki dla małżonka. O dziwo, choć romantycznej ani nostalgicznej duszy on nie posiada, ucieszył się z podarku i z zaciekawieniem zaczął go oglądać. Nawet powspominaliśmy trochę… 




A tutaj fotki z przebiegu procesu twórczego.
Najpierw była selekcja i trudne decyzje: którymi papierami okleić okładkę, jakie dodatki itp. Bez kawy ani rusz ;).



Moja okładka w towarzystwie przepięknych nasion igliczniczni :). Stałam się szczęśliwą posiadaczką strąków tej rośliny w wyniku rozdawajki na blogu "les mirabelles". Na razie strąki są ozdobą samą w sobie, ale myślę intensywnie, co by tu z nich..... mam nadzieję, że coś fajnego przyjdzie mi do głowy. a może macie jakieś pomysły?

 
















poniedziałek, 10 marca 2014

Jeansowa wiosna

 
  Inspiracja dopadnie czasem człowieka w dziwnych okolicznościach J. Mnie dopadła podczas prac naprawczych nad przetartymi spodniami szwagra (pozdrawiam przy okazji w/w J). Ale żeby nie było – to nie jego spodnie zostały pocięte. Tak sobie szyłam i tak sobie myślałam: „Kurcze, jeans jest super”.  Czy ktoś się ze mną nie zgodzi?  Ja osobiście uwielbiam nosić niebieskie i granatowe jeansy i noszę je, dopóki się nie przetrą w newralgicznych miejscach i nie wypada już się w nich pokazać publicznie. Moda się zmienia, raz są modne dzwony, raz rurki, ale klasyczne jeansy są zawsze na czasie.  Choć, jak ostatnio się przekonałam, nie tak łatwo jest kupić ZWYKŁE jeansy. W sklepach teraz królują ściskocipki o tak wąskich nogawkach, że konia z rzędem temu/tej która wysiedzi ( chodzi o pozycję siedzącą przy biurku a nie o nicnierobienie ;)) w nich 8 godzin w pracy i wieczorem nie będzie miała odciśniętych szwów po oby stronach dolnych kończyn ( a gdzie troska o dobre krążenie? profilaktyka przeciwżylakowa ?…ehhh). Ale do rzeczy. Jak już kochane jeansy się przetrą na kolanie, to można je skrócić do krótkich spodenek. Ze starych jeansów można uszyć spódnicę, torbę i wiele innych elementów garderoby. W mojej szafie jest sterta takich starych jeansów, które czekały na drugie życie.  Plany są różne, pomysły się zmieniają ale, że wiosna nastraja do odświeżania wystroju mieszkania, postanowiłam działać.  Tak powstały wazony - a dokładnie jeansowe ubranka na wazony.
 
 
Recycling jest, bo: stare butelki po winie i mleku, jeans – nogawki spodni.
 
 
Wykonanie jest bardzo proste.
Obcinamy na żądaną długość kawałek nogawki. Przymierzamy na butelkę i spinamy szpilkami „zakładki” dopasowując materiał do kształtu butelki.  Przewracamy na lewą stronę, zszywamy zakładki i gotowe.
 


 
 
A w wazonach forsycje z ogrodu. Wiosna jest piękna, a już w jeansach – powala J
 
Ponieważ nic nie może się zmarnować z pozostałych brzegów nogawek powstała podkładka pod kubek.